Antybiotykoterapie rozpoczęłam 12.03 2014 roku. Oczywiście
na tamtą chwilę byłam zmuszona odłożyć sprawę rehabilitacji na dalszy plan- z
różnych powodów. Perspektywa leczenia była minimum roczna, lecz to, że jestem
młoda na pewno grało na moją korzyść.
Rozpoczęłam więc walkę. Brałam garść tabletek oraz wprowadziłam
dietę. Antybiotyki, które przewijały się w trakcie mojego leczenia to: Doksycyklina,
Azytromycyna, Tynizadol, Minocyklina, Cefadroxyl (Biotroxil)oraz Roksytromycyna
(Rolicyn). Oczywiście nie wszystkie na raz, były zmiany leków czy dawek. Do tego mnóstwo witamin, probiotyków a dodatkowo lek przeciwdepresyjny-
Citabax. Tamten okres był dla mnie ciężki. Niejednokrotnie odczułam reakcję na
antybiotyki, a utrzymacie diety było dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Od zawsze
bowiem uwielbiałam, nie! kochałam słodycze. I właśnie przed rozpoznaniem
boreliozy moja dieta zaczęła powoli składać się z niemal samym słodkości.
Oczywiście dopiero potem dowiedziałam się dlaczego. Niejednokrotnie kusiło mnie
odstąpienie od diety- chociaż na chwilkę. Z resztą znajomi nie pomagali mi w
tej sferze, bo byli przekonani, że przecież z umiarem- można wszystko. Ale to
nie jest ważne. Ważne jest to, że nie uległam. A z tego można być naprawdę
dumnym. Wtedy moje jedzenie wyglądało trochę inaczej. Przede wszystkim nie było tak urozmaicone jak teraz. Wtedy gotowała mi moja mama. Wyszukiwała w internecie naprawdę fajne pomysły.
Było ich jednak mało. Uczyłyśmy się więc na własnych błędach, chociażby w
kwestii pieczywa i bułek, o których pisałam w innym poście. Pomimo moich starań
po dłuższym czasie pojawił się nalot na języku, a następnie infekcja dróg
rodnych. Słyszałam, że bardzo mozolnie leczy się wszelkie rodzaju
grzybicę. I tak też właśnie było u mnie.
Nie miałam typowych herx-ów. W dużym skrócie- mój stan
po jakimś czasie zaczął się poprawiać, aż do momentu, w którym zniknął ostatni
objaw- ból gałek ocznych. Doczekałam się momentu całkowitego odstawienia
antybiotyków. Było to 02.10.2014. Wydaliśmy fortunę, przynajmniej jak na nasze
możliwości. Chociaż jestem świadoma tego, że mój czas leczenia i tak
klasyfikuje się w tej najwęższej puli.
09.01.2015 roku kontrolne badania w kierunku boreliozy dały
ujemny wynik. Jak się domyślacie byłam wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie.
Byłam zadowolona, że podjęłam się tego i zdecydowanie wierzyłam, że to już jest
koniec. A więc rozpoczęłam nowy rozdział w życiu. Bardzo mi się podobał! … aż
do momentu kiedy zaczęło się dziać...
Po otrzymaniu ujemnego wyniku rozpoczęłam pracę z moim kręgosłupem. Po wielu konsultacjach, w lato 2015, rozpoczęłam rehabilitację. Już wtedy przychodziłam na
wizytę z nowymi dolegliwościami. Z tytułu medycznego kierunku
studiów byłam świadoma, że kompensacje mogą siać w organizmie prawdziwe spustoszenie.
Mam wadę w odcinku krzyżowo-lędźwiowym, a więc i ból bardzo wielu stawów można
połączyć z tą pierwotną dolegliwością. Nie dziwiłam się więc kiedy zaczął mnie boleć odcinek piersiowy kręgosłupa. Nie dziwiłam się, że bolą mnie stawy
kolanowe. Nadal dążyłam do usprawniania się. Ale już pojawiające się kolejne
dolegliwości bólowe dawały mi coraz więcej do myślenia. Ból stawów
środstopno-paliczkowych, stawu biodrowego, bardzo dziwne historie z lewym
stawem barkowym (zaznaczając, że prawy bark był już po wcześniejszej kontuzji).
Czyli niemal wszystkie stawy mam „zepsute”? Paranoja! To wszystko naprawdę
można wytłumaczyć biorąc pod uwagę wiedzę medyczną, fizjoterapeutyczną.
Kompensacje, kompensacje i jeszcze raz kompensacje. Wiecie jak to jest nie
dopuszczać jakiegoś faktu do głowy lub szukać innych rozwiązań problemu,
którego podświadomie wiemy jakie są przyczyny? To właśnie wtedy robiłam.
Pojawiły się bardzo sporadyczne bóle gałek ocznych. Bardzo sporadyczne. Dopiero
gdy się nasiliły, a ja byłam ciągle zmęczona, postanowiłam się przebadać. Wtedy też mijał okres czasu, na który miałam
zaplanowane badanie kontrolne. Nie dopuszczałam do myśli tego, że wynik może
być dodatni. Najzwyczajniej w świecie nie wyobrażałam sobie takiego rozwoju
wydarzeń. Ale przyszła ta chwila. E-mail, który zapamiętam do końca życia,
płacz bezsilnej dziewczyny, która nie chcę przeżywać tego drugi raz… Dodatni
wynik. Rozpacz. Po wielu namysłach i radach bliskich mi osób 21.04.2016 roku
rozpoczęłam kolejne leczenie u Mojego lekarza ILADs.
Jednak tym razem jest inaczej. Gorzej. Najpierw byłam na
zestawie: Minocyklina, Trimesan, Bactrazol, Tynizadol. Odczuwałam efekty
antybiotykoterapii, lecz drastycznych pogorszeń nie było. Wraz z kolejnym
zestawem antybiotyków nadeszły gorsze czasy. I tak doszliśmy do chwili obecnej.
Teraz jestem na: Minocyklina, Bactrazol, Klabax, Tynizadol, Plaquenil, i
równocześnie kończyłam resztę Trimesanu. Dodatkowo tak jak przy pierwszym
leczeniu zażywam tabletki przeciwdepresyjne Citabax, ale tym razem w większej
dawce. Mam wiele objawów ubocznych antybiotyków, a w kość dają mi także bóle, o
których pisałam wcześniej. Wraz z nowym zestawem leków pojawiły się coraz
częstsze bóle oczu, aż do momentu kiedy budziłam się z bólem w środku nocy. Nigdy
nie były tak intensywne i częste. Po jakimś czasie zaczęły się uspakajać. W tym
momencie oko boli mnie raz na kilka dni, ewentualnie na kilkanaście. Są dni
gorsze, w których marzę jedynie o łóżku i poduszce, ale także te lepsze,
podczas których za dużo chce zrobić, wycisnąć z tego ile się da. Efektem tego
jest oczywiście dodatkowe zmęczenie, które przychodzi wraz ze spadkiem formy.
Co się zmieniło za drugim razem? W mojej głowie- wszystko.
Psychicznie jest to o wiele gorsze do zniesienia. Jak zresztą każdy nawrót w
jakiejkolwiek chorobie. W moim podejściu? Ciężej jest mi wierzyć, że to już ten
ostatni raz, że tym razem się uda. O wiele bardziej się boję. Zmieniło się
dużo, bo przede wszystkim tę kurację przechodzę gorzej. Zużyłam mnóstwo sił i
energii by przyzwoicie skończyć poprzedni rok akademicki. Do pracy już nie udało
mi się pójść, a pieniądze z nieba nie spadają… Są wzloty i upadki, genialne dni
i te tzw. doły, zmiany nastroju, zmniejszona odporność na stres. A dieta? Za
drugim razem objęłam inną strategię. Zaczęłam gotować, kombinować, szukać.
Więcej niż za pierwszym razem. Uwielbiam ten moment, w którym mogę zamknąć się
sama w kuchni, na mój szalony sposób zrobić ogromny bałagan i nie myśleć o niczym. A po za tym wspaniale mnie to
aktywizuje. Muszę wyjść do na zakupy, a potem stworzyć jakieś
pyszne i ładne danie. Chociaż nie raz chciałam rzucić to wszystko, siąść i
nic nie robić- staram się być aktywną w takim stopniu jak pozwala mi na to forma.
Bo wiem, że jest to z korzyścią dla mnie. Trzymam się i Wy też się trzymajcie!
Wspierajmy się nawzajem, bo przekonałam się, że takie wsparcie to jest właśnie
to, czego brakuje nam w najbliższych. Oczekujemy zrozumienia. Otrzymujemy
miłość, wsparcie i akceptacje. Lecz zrozumienia- nie. Bo jak ma zrozumieć to
osoba, która nie przechodzi tego co my, nawet gdy mieszka z nami pod jednym
dachem. Zrozumienie otrzymamy jedynie od tych ludzi, którzy przechodzą podobną
drogę do naszej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz