2 września 2016

Wiara, nadzieja... przetrwanie


  Jeszcze do niedawna nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak trudno jest wierzyć…  mieć nadzieję. Myślałam, że to jest kwestia bycia silnym, zatwardziałym w swoich postanowieniach, a może pozytywnego nastawienia? I pewnie tak jest. Jednak nikt z nas nie jest chodzącym robotem (nawet gdy na zewnątrz sprawia takie wrażenie). Przyznaję, że nie jestem super optymistyczną osobą, a raczej taką, która rozmyśla nad problemami i próbuje przewidzieć milion możliwych scenariuszy- niekoniecznie tych dobrych. Prawdziwą terapię przechodzę od kiedy poznałam mojego Chłopaka. To on zaraża mnie swoim niepoprawnym optymizmem. A za drugim razem jest mi to jakby bardziej potrzebne. Teraz dopiero widzę jak ogromna rola spoczywa na naszych bliskich- rola wcale nieprosta. Bo to oni często są naszą motywacją, która karze nam wierzyć…  przestać wątpić i korzystać z dnia, dać z siebie trochę dobra. I tak jest też w moim przypadku. Siłę daje mi myśl o rodzinie, przyjaciołach a także planach, które chce zrealizować. Właśnie w tym momencie warto zadać sobie pytanie, co to jest szczęście? Czy możemy być szczęśliwi pomimo...?
  Kiedyś myślałam, że moje życie potoczy się całkiem inaczej, tak bardziej… idealnie. Stało się inaczej, jak prawie w każdym przypadku dziecięcych marzeń, które zostają skonfrontowane z rzeczywistością. I wcale nie mówię, że życie jest takie złe i niedobre. Wiele rzeczy dzieje się równolegle i podczas gdy doznajemy przykrości, obok toczy się także ta nasza życiowa kolorowa bańka. Naszym błędem jest to, że często jej nie dostrzegamy. Bo łatwo ją przegapić, skupiając się jedynie na negatywach, a może inaczej… nie dostrzegając tych małych rzeczy, które z powodzeniem byłyby w stanie dać nam każdego dnia uśmiech czy siły do wstania z łóżka. Teraz wiem, że szczęście to stan, który jest w nas. Nie to co nas otacza, nie to co kupimy w markecie, w końcu nie to jak duże mamy mieszkanie. To miłość, samoakceptacja, życie w zgodzie ze sobą.  Nie wszystko zależy od nas- i właśnie nad tymi rzeczami musimy przestać się użalać czy rozmyślać. Choroba nie przychodzi za karę, by wyrównać rachunki, by pokazać, że jest nam za dobrze albo żeby nas sprawdzić. Mamy wpływ jedynie na to co z tym zrobimy- czy podejmiemy się leczenia, czy w nim wytrwamy, czy będziemy przestrzegać zaleceń lekarzy i diety. Czy wyzdrowiejemy- już nie zawsze. Czy to smutne? Myślę, że trochę tak, ale gdy zaczniemy wierzyć- nie dokucza już tak bardzo. Najzwyczajniej w świecie mniej o tym myślimy, bo wierzymy… wierzymy w wyzdrowienie, w działanie leków, w powodzenie.  Po co to wszystko? Po co potrzebna jest nam ta nieustanna motywacja i nadzieja? Bo bez tego mamy nikłe szanse. I trzeba powiedzieć głośno: Nie wierząc w wyzdrowienie nasze szanse są dużo mniejsze. Mówi się, że wiara czyni cuda, chociaż tutaj to nie one są najważniejsze. Niepotrzebny jest nam cud, potrzebna jest nam konsekwencja w działaniu, wola walki, wewnętrzna siła i przekonanie, że będzie dobrze. Bo to wola walki ma niezwykłą moc. Skąd wiesz, że to dzięki niej Twoje losy nie mogą potoczyć się inaczej? Ja w to wierzę, muszę wierzyć.
Jednak naturalnie są dni w których kusi mnie: „a może by tak wymyśleć jakiś plan B? tak na wypadek niepowodzenia?”. Wtedy przypominam sobie to co mówi mi w takich momentach mój Chłopak: „Przepłyniemy rzekę jak do niej dojdziem". A więc STOP! Co chcę tym osiągnąć?- myślę. Na pewno nie sukces. Bo przecież dojdziemy tam gdzie zmierzamy. A przecież zmierzamy ku sukcesowi. A więc bierzemy na celownik naszą zdobycz i jeśli jeszcze jesteśmy za daleko- biegniemy. Jeśli nie mamy sił- idziemy… czołgamy się.. byle do przodu. Nie jest moim celem wypowiadać się za wszystkich, ani przekonywać Was, że moje poglądy są tymi właściwymi. Każdy z nas jest inny. Mamy różne wartości, charaktery, spojrzenia na życie. Ja przelewam tutaj moje myśli, wnioski, spostrzeżenia. I kto wie, może właśnie ten tekst stanie się zapłonem do tego byś przemyślał parę ważnych spraw? Bo czasem warto zastanowić się nad naszą prywatną definicją Szczęścia.
  No dobrze… to wszystko brzmi pięknie. Myślę też, że nie będzie większych problemów z wyciągnięciem pozytywnych wniosków i zmotywowaniem się do działania. Ale co z tym zrobić, gdy nazajutrz budzisz się i nie umiesz wstać z łóżka? Co zrobić, gdy chciałbyś spędzić czas z najbliższymi, a nie masz na to ani siły ani nastroju? Uczucia mieszają się z tym co podpowiada głowa. Świetnie, że odnalazłeś swoją definicję szczęścia. Świetnie, że wyciągnąłeś wnioski. Ale co teraz?  Teraz okazuje się, że to nie jest takie proste, jak wtedy gdy rozmyślałeś o tym „na sucho”. Dużo trudniej wcielić to w życie. Co to znaczy? To że chwile zwątpienia nie świadczą o naszym niepowodzeniu. Zdarzają się one każdemu. I jestem pewna, że są normalne, bo ludzkie. Pamiętajmy, że po tej gorszej godzinie, przyjdzie ta lepsza, po słabszym dniu, przyjdzie taki, który nam go wynagrodzi.  Nie jesteśmy niezniszczalni, chociaż czasem bardzo byśmy chcieli. I pomimo tego, że często będziemy w tych uczuciach osamotnieni, rozżaleni brakiem zrozumienia ze strony otoczenia, to pamiętajmy, że to niekoniecznie jest ich zamiarem. Często dają nam takie wsparcie, jakie są w stanie dać. Doceńmy to, bo właśnie oni są naszym motorem do działania.
  Czy teraz masz wrażenie, że radzę sobie z tym wszystkim lepiej od Ciebie? Jeśli tak, to natychmiast przestań. Pamiętaj, że nie siedzisz w niczyjej głowie, nie czytasz w myślach i nie wiesz co kryje się za uśmiechem, który właśnie widzisz. Nie warto więc porównywać się, warto motywować nawzajem i wierzyć, bo to daje siłę do walki. Nie udawać- szczerze uwierzyć.


Powodzenia! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz