Ostatnio na funpage’u opublikowałam cytat: „Nie ciesz się
wbrew sobie. Szukaj pociechy w małych głupotach”. Banał? Łatwo mówić? Do
niedawna i ja tak mówiłam. „Tak! Biorę się w garść! Będę cieszyć się z tego co
mam, bo wiem, że mam dużo!- z mojej rodziny, chłopaka, studiów, ale także z
małych rzeczy, które uda mi się osiągnąć- wyjścia na spacer, napisania postu”.
Jak myślicie na jak długo? Za każdym razem obniżałam wartość tego co zrobiłam.
Za każdym razem wszystko sprowadzałam do choroby, do zmęczenia, do osłabienia.
Bo przy tym biotraksonie jestem ciągle zmęczona, bo tyle tabletek, bo mam
mdłości, bo jest mi źle, bo nie mogę zrobić tyle ile bym chciała, bo chciałabym
zjeść coś słodkiego, bo chciałabym … a nie mogę. I zawsze usprawiedliwiałam ten
schemat myślenia tym, że mam prawo, bo choruje, bo jestem w trakcie ciężkiego
leczenia, bo boję się, że objawy wrócą i tak dalej i tak dalej. Nie zdawałam
sobie sprawy jak dużą część mojej głowy zapełnia taki mętlik myśli. Nie zrozum
mnie źle - można się czasem i pomartwić, i posmucić, a przede wszystkim dać
sobie prawo do słabszych dni. No właśnie… czasem… Pewnie myślisz, że Ciebie to
nie dotyczy. I ja też tak myślałam, dopóki nie zrozumiałam o co w tym tak
naprawdę chodzi. A chodzi tu o bardzo trudną sztukę radości z dnia
dzisiejszego- z tego co mam, z tego kogo mam przy swoim boku, z tego co
zrobiłam, nawet jeśli było to tylko wyjście do sklepu spożywczego. Czy nie jest tak, że do tych rzeczy, które już mamy- przyzwyczajamy się? A tymczasem każdy dzień powinniśmy kończyć z uśmiechem na ustach i co najmniej kilkoma rzeczami w myślach, z których jesteśmy zadowoleni, szczęśliwi. Z tych najbardziej oczywistych do tych, które udało nam się dziś zrealizować. Od tego, że kładziemy się przy boku męża, że mamy swoje kochane pociechy, że mamy pracę... po to, że na przykład zrobiliśmy ładne zdjęcie swoim nowym aparatem cyfrowym. Pomyśl, czy dzisiaj
chociaż raz zatrzymałeś na czymś lub na kimś swój wzrok, uśmiechnąłeś się, ciesząc
się, że możesz tam być… albo że udało Ci się coś zrobić, mówiąc przy tym „wykonałam
kawał dobrej roboty”, „jestem zadowolona z siebie” W ciągu kilku ostatnich dni
bardzo starałam się sprawić by moje życia było spokojniejsze, weselsze,
bardziej satysfakcjonujące. Nie zapomnę dnia, w którym szłam tak po prostu na
kolejny zastrzyk do przychodni . W drodze powrotnej zdałam sobie sprawę, z tego
jak jest przyjemnie- chociaż pada deszcz i jest chłodno. Liście pod butami
przyjemnie szeleściły (chociaż także bezlitośnie moczyły mi stopy!), mijałam szkołę i
wychodzące z niej rozgadane i roześmiane dzieci. Jak tego nie doceniać, jeśli
wcześniej moja rzeczywistość była taka szara, za mgłą, a ja sama jakaś taka otępiała.
Świat jest piękny. Chociaż regularnie się na niego złoszczę- nie mogę zaprzeczać
:) Ale warto się starać, warto pracować nad sobą. Warto raz dziennie zatrzymać
na czymś lub na kimś wzrok i powiedzieć sobie „Mam ogromne szczęście”, „Cieszę się, że mi się udało”, „Ale jest pięknie”,
albo po prostu „Jutro będzie lepiej”. To jest mój sposób na trochę więcej uśmiechu i radości z
życia – tak pomimo wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz