3 lutego 2017

Drugie podejście do leczenia zakończone!


Wiecie już, że w zeszłym roku rozpoczęłam drugą kurację metodą ILADS. Wiecie też, że przechodziłam ją zdecydowanie gorzej. Było to spowodowane różnymi czynnikami, m.in. iniekcjami dożylnymi z bactrazolu, które przyjmowałam przez 2 miesiące. Cała terapia tym razem trwała 8 miesięcy i była zdecydowanie intensywniejsza niż ta poprzednia. Ale nie o tym chcę pisać :) W tym momencie jestem już ponad miesiąc bez jakichkolwiek antybiotyków. Wcześniej następowała stopniowa poprawa, a przez cały proces odstawiania antybiotyków aż do teraz - objawy nie wróciły. Czy nadal łykam jakieś pigułki? A jakby inaczej. Aktualnie mam znany mi już zestaw ziół: koci pazur, rdest japoński i żeń-szeń syberyjski. Po jednej tabletce- na dzień dobry i na dobranoc. Czyli łagodnie i spokojnie. Dodatkowo zostałam przy suplementach, takich jak: witamina C, D, B, omega, dokańczam jeszcze flumycon (przeciwgrzybiczy), no i oczywiście pół roku tabletek osłonowych, co by się mi tam ta flora bakteryjna kiedyś odbudowała :)
Dieta! Dieta! Dieta! Jak to teraz wygląda? Lekarz pozwolił mi w ciągu miesiąca wrócić do normalnej diety. Czyli coś w stylu - nie rzuć się na wszystko tak odrazu. No powiem Wam, że ciężko się opanować! A tak na serio... z jednej strony - wszystko fajnie, wprowadziłam do diety bardzo dużo produktów, których wcześniej unikałam. Dodatkowo chciałam kontynuować brak cukru, mąki pszennej, drożdży i octu w diecie. Szybko przekonałam się, że to mało prawdopodobne- szczególnie jeśli chodzi o te pierwsze dwa składniki. No ale staram się. W domu w dalszym ciągu używam tylko mąki żytniej i ksylitolu. Drożdży, octu - zero. Ale gdy jem poza domem- nie odmawiam już nagminnie,  jem na co mam ochotę,  Jednak, jak myślicie, po jakim jedzeniu czuję się najlepiej? I mam tu na uwadze zarówno samopoczucie, nastrój, siłę jak i przemianę materii. Właśnie po takim jak w naszej diecie. Wracam więc do takich obiadów jak ryż brązowy z karminadlami i fasolką szparagową, jak przeróżne zupy, które odkryłam, będąc na diecie. Na chleb żytni na zakwasie już nie umiałam patrzeć, więc przerzuciłam się na chleb mieszany pszenno-żytni na zakwasie i jak do tej pory służy mi bardzo dobrze.

Co zmieni się na blogu?  No a bardzo mało! Gotuję i piekę nadal z produktów, które używałam na diecie. Po pierwsze- bo lubię, po drugie - dla zdrowia, po trzecie - dla Was. Choćby ten blog miał pomóc jednej osobie i sprawić, że na jej twarzy pojawi się uśmiech- to wiem, że warto. Bo właśnie dlatego on powstał. W niektórych przepisach na pewno znajdziecie produkty, których do tej pory nie używałam (np. suszona żurawina). Nasze diety często są tak zróżnicowane, że eksperymentując w kuchni "na diecie", niejednokrotnie bardzo żałowałam, że nie mogę użyć wszystkich tych składników, o których piszecie. Teraz mam dostępnych o wiele więcej produktów - od tych z diety restrykcyjnej aż do tych, na które pozwala sobie tylko część z Was. Zazwyczaj jednak staram się informować w poście jakie są możliwości modyfikacji dania czy pominięcia niektórych składników. Może teraz więcej z Was znajdzie tu coś dla siebie? Taką mam nadzieję :)
Czy chcę zapomnieć o chorobie? Nie. Chcę pamiętać, ale nie chcę rozpamiętywać. Chcę wierzyć, że jestem całkowicie zdrowa i tego się trzymać już zawsze.

Trzymajcie się ciepło :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz